sobota, 29 czerwca 2013

Rozdział 24

Chwyciłam laptopa po czym pognałam do kuchni. Komputer ustawiłam na barku i włączyłam sobie listę piosenek a sama zaczęłam robić ciastka według przepisu Carly. Do każdej z babeczek wkładałam niespodziankę. Żelka, truskawkę, cukierka, konfiturę, majonez, ketchup, papryczkę chili, ogórka, pomarańcze. Carly zawsze powtarza, że jeśli babeczki wyjdą dobra to nawet osoba robiąca je nie rozpozna która jest ta dobra.
            Potem zrobiłam owoce w czekoladzie, kilka ciast, watę cukrową, budyń, kisiel i w ogóle wszystko. Do papierkowych foremek na babeczki wsypałam różne żelki, landrynki, fasolki, w kubkach pojawiły się wszystkie lizaki jakie znalazłam w domu.
            Kiedy babeczki się skończyły piec udekorowałam je przy pomocy niebieskiego kremy i żelek w kolorach tęczy. Wyszły pięknie. Zaniosłam wszystko do salonu i poukładałam. Przyniosłam jeszcze tylko kostki.  To generalnie była gra. Wyrzucało się liczbę kostkami i brało babeczkę ze wskazanym numerem. Trzeba było ją zjeść w całości bo inaczej odpadało się z gry.
            Kiedyś wygrałam kilka razy z rzędu bo udało mi się wylosować same dobre babeczki. Byłam mistrzynią.
            Usiadłam na kanapie i włączyłam telewizor. Ledwo powstrzymywałam mój apetyt aby niczego nie zjeść. Po godzinie usłyszałam krzyki przed wejściem do domu a po chwili przeniosły się one do salonu.
            Niall stanął jak wryty wchodząc do salonu a na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
- To jest taka fajna gra –wskazałam na babeczki. – Gracie?
- Jasne. – odpowiedzieli chórem.
            Wytłumaczyłam im zasady i zaczęliśmy się bawić. Udawało mi się jeść same dobre babeczki. Niall nie marudził, Liam, Louis i Zayn też nie narzekali, ale Harry nie był szczęśliwy, ponieważ bez przerwy trafiały mu się babeczki z warzywami.
            Na stole została ostatnia babeczka. Wypiłam szklankę sprita. Chwyciłam ostatnią babeczkę. Była z bananem.
 - O,o. Niedobrze. – stwierdziłam. 
 - Co się stało, nie dobra? – zaśmiał się Harry.
 - Nie, była z bananem…
 - Banany są pyszne. Czemu nie dobra.
 - Bo wypiłam wcześniej sprita. – oznajmiłam i poderwałam się na równe nogi.  Pobiegłam do łazienki i nachyliłam się nad ubikacją. Zwymiotowałam.
 - Alice? Wszystko w porządku? – usłyszałam Harrego.
 - Już tak. – powiedziałam opierając rękę o ścianę nadal mając głowę centralnie nad toaletą.
            Wypłukałam usta po czym wróciłam do przyjaciół.  Usiadłam na kolanach Loczka.
- To było dobre, sprite i banan, nawet ja tego nie zjem. – oznajmił Niall. – Hardkor.
 - No nieźle siadło. – zaśmiałam się. – ale ohyda.
- Dajcie spróbować. – poprosił Harry sięgając po babeczkę.
- Nie! – krzyknęłam i uderzyłam babeczkę która wylądowała po drugiej stronie pokoju. – Jak masz ochotę wymiotować jak ja, to proszę bardzo ale ja ci nie pozwolę. Rzyganie nie jest romantyczne. – powiedziałam po czym musnęłam jego usta.
- No dobra. - uśmiechnął się.
- Ja chyba pójdę spać. – powiedziałam po czym ziewnęłam.
            Harry wziął mnie nagle na ręce a ja zaskoczona chwyciłam się mocno jego szyi. Wyszliśmy na górę do mojego pokoju po czym wgramoliłam się do łóżka. Harry pocałował mnie w czoło a ja zamknęłam oczy i zasnęłam.

***
            Obudziłam się z kolejnym bólem głowy. Co za choroba czy mogła by przestać mi przeszkadzać? Usiadłam na łóżku i pomasowałam głowę. Leki, leki, leki. Gdzie są moje leki. Spojrzałam na ośnieżone okno i zobaczyłam moje lekarstwa leżące na stoliku na balkonie. Wstałam powoli i owinęłam się szlafrokiem.
            Otworzyłam drzwi balkonowe po czym szybko podbiegłam po pudełko tabletek. Gdy miałam wrócić, zobaczyłam uśmiechniętego Lou zamkniętą szybą.
- To nie jest śmieszne masz mnie wpuścić. – jęknęłam zmęczona różnymi wkrętami pasiastego.
- Właśnie, że jest. – powiedział po czym opuścił mój pokój pozostawiając mnie na mrozie.
            Usiadłam na leżaku i łyknęłam tabletki. Byłam naprawdę zmęczona i chora i zmęczona a ten idiota zamknął mnie na polu gdy jest zima, a na polu zaledwie 2 stopnie. Zaczęłam rytmicznie wystukiwać rytm i bawiłam się pudełkiem po lekarstwach.
            Może Harry mi pomoże ? Zaczęłam przeszukiwać kieszenie w zamiarze znalezienia mojego telefonu kiedy w porę się zorientowałam, że leży na kastliku koło łóżka.
            Znów usiadłam na krześle ale tym razem cisze przerwał mi dźwięk samochodu wjeżdżającego na podjazd. Podeszłam do barierki i zobaczyłam Liama i Harrego wracających z zakupów. Pomachałam im.
- Ej wypuścicie mnie? – zapytałam.
            Oni w odpowiedzi tylko zaśmiali się i weszli do domu. Co za palanty. Podeszłam do balustrady, do której był przyczepiony płotek. Po drabince latem pięła się róża więc miałam szanse a wyjście na własną rękę tylko, że czekał mnie w tedy marsz po śniegu.
            Schowałam leki w kieszeni szlafroku i przeszłam na drugą stronę balustrady. Zeszłam po płotku jak po drabince i szybko przebiegłam po śniegu. Weszłam powoli do kuchni i zrobiłam sobie gorącą czekoladę. Do kuchni wmaszerował rozbawiony zespół. Wstałam od stołu i chciałam ich ominąć. Ha nic z tego, zagrodzili drogę.
- Odwalcie się. – warknęłam.
- Ktoś nie w humorze?- zapytał złośliwie Lou.
- No jak wiać. – warknęłam.
- Nie gniewaj się. – sytuacje próbował opanować Harry.
- Powtórzę dla was jeszcze raz.  Odwalcie się. – przesylabowałam ostatnie dwa słowa.
            Ale jakże mądry pan Harold musiał przycisnąć mnie do ściany i pocałować. Oczywiście dostał za to mocny policzek. Odeszłam od chłopaka i pobiegłam do pokoju po czym zamknęłam się na klucz.
            Jednak po piętnastu minutch ktoś do mnie zapukał
- Abonament czasowo nie dostępny, proszę spróbować później. –krzyknęłam w stronę drzwi.
- Ale to ja, Danielle. – powiedziała moja przyjaciółka.
            Otworzyłam jej drzwi. Usiadłam na łóżku a ona wparowała do mnie do pokoju. Popatrzyła na mnie z chytrym uśmieszkiem.
- Zabieram cię na tańce. – oznajmiła.
- Ale ja jestem chora. – powiedziałam – nie puszczą mnie.
- A jakoś piętnaście minut temu zamknęli cię na balkonie. Przypomnij im to cię puszczą. Wkładaj dresy i idziemy.
            Pociągnęła mnie w stronę wyjścia. Weszłam jeszcze na chwilę do kuchni aby zabrać wodę i zobaczyłam Hazzę siedzącego z lodem przy policzku. Jezu tak go uderzyłam. Trochę chyba przesadziłam. Ale żeby lud?
            Już miałam wychodzić kiedy w przedpokoju zjawił się Liam.
- Gdzie ty się wybierasz? – zapytał widząc że sznuruje buty.
- Na tańce – wypaliłam
- Jesteś chora. Nie idziesz
- Wiesz co? Myślałam, że wyzdrowiałam, przecież piętnaście minut temu zostałam zamknięta na balkonie i nikt nie chciał mnie wypuścić. Co, nie? – zapytałam
                          Liama wcięło, nie odezwał się żądnym słowem. Ja zadowolona z siebie dołączyłam do Daniell.
***
                          W życiu nie pomyślałabym, że zumba jest taka zubastyczna. Potem cały wieczór nuciłam sobie pod nosem piosenki do których tańczyliśmy. Daniell się śmiała, że każdy kto pójdzie raz na zajęcia staje się uzależniony od tego tańca.

                          Zmęczona przyszłam do domu i pobiegłam do pokoju, wzięłam szybki prysznic i wskoczyłam pod kołdrę. Już po kilku minutach znalazłam stronkę internetową tej szkoły w której byłyśmy z Danielle po czym zaczęłam oglądać filmiki.

                                                                                                                                                                  
Wiem dawno mnie nie było ale nie miałam weny
strasznie ciężko mi się pisało ale jest
next postaram się dodać w sobotę za tydzień
a teraz zapraszam na mojego drugiego bloga z innego konta
oraz pamiętnik