sobota, 23 listopada 2013

31. Słuchaj skarbie, pomedytuj,

Co tylko spotkam Stylesa dochodzi do dość ostrej wymiany zdań.  Nie mogę się opamiętać, żeby przystopować, reszcie zespołu też się obrywa, no może z wyjątkiem Nialla, który wie o co chodzi. W ciągu tygodnia nauczyłam się jeździć na desce, bo Lola mnie zmuszała do jazdy na niej. No cóż, teraz to jest mój główny środek transportu po kampusie. Zumbę mam dwa razy dziennie, i potem lajcik, Max nieźle mnie odciążył, jakbym nie wiedziała, ze Lola maczała w tym palce.
                          Z tego co wiedziałam, koniec wyjazdu zbliżał się dość szybko, z czego byłam zadowolona, bo im mniej czasu z Haroldem, tym mniej cierpienia. Na koniec obozu mają być występy, i co pięć lat występują nauczyciele robiąc wielkie show. To właśnie ten rok jej. Oraz wybiera się dwóch zawodników „bitwy”. Muzycznego pojedynku, który pokazuje, kto jest lepszy, zazwyczaj są to uczniowie, ale kto wie jak to się potoczy w tym roku. Usłyszałam dzwonek telefonu i spojrzałam na ekran. Max.
- Halo?
- Siema młoda, nigdy nie zgadniesz co znaleźli informatycy, zainteresuje cię to.
- Jeżeli to nie ma nic związanego z zemstą na Haroldzie, to nie mów.
- Mamy calutki album Midnight Memories.
- Kurwa serio?! Zaraz tam będę. – powiedziałam i skierowałam się do naszego studia.
                          Wpadłam zdyszana do pomieszczenia i stanęłam obok, Maxa i Loli.
- Niezłe te piosenki. – mruknęła.
- Zgraj mi to na telefon. Wszystko. – podałam kartę pamięci od telefonu.
- Za chwilę będziesz miała. Wiesz możecie to zaśpiewać na koniec, ogarnij jaki szok, na ich twarzach.
- Użyj mózgu, potem sądy, prawnicy, więzienia, kary. – wypaliłam. – Można to zaśpiewać, ale w najmniej oczekiwanym momencie, tak żaby żaden uczeń nie zdążył wyciągnąć telefon. Jak nagranie z taką piosenką wycieknie do netu będziemy mieć na karku, prawników, a z tego co pamiętam, oni nie dadzą sobie w kaszę dmuchać.
- Zrobisz maślane oczka do Horana i po problemie.
                          Lola nagle sobie coś uświadomiła.
- Zaśpiewajmy przy kolacji! – wybuchła.- W zeszłym roku tak robiliśmy, improwizacja na maksa, czasami nieźle dawaliśmy czadu robiąc ze stołów scenę. Ktoś zawsze ma przy sobie gitarę, efekty wyjdą z siebie, przecież są świeczki i można coś podpalić. Reszta od razu się w to wciągnie. Alice mogłabyś być głównym głosem.
- Choreo możemy wymyślić nawet teraz, coś prostego, na przykład tak. – pokazał Max. – Chociażby to Happily, jak śpiewają We are on fire, chodzisz jak na wybiegu, a gdy dochodzi na do refrenu biegniesz do początku sceny, zatrzymujesz się i robisz tak. – zrobił dwa drobne kroczki w bok wyciągając do tego rękę dwa razy. – Potem w lewo i znów w prawo, robisz obrót ala zumba. I wracasz na koniec „sceny”, że się tak wyrażę, i jak jest to Forever, kreślisz tęczę nad sobą.
- W sumie nic trudnego, nauczyłabyś się słów teraz, rytm dobiorą uczniowie, albo puścimy z głośników. – powiedziała Lola. – Mark, - popatrzyła na informatyka, załatwiłbyś nagłośnienie?
- Będzie na wczoraj. Naucz się w takim razie Happily i damy przedstawienie wieczorem. – uśmiechnął się pod nosem.
- Kurde jak na bootcampie w xfaxtorze. – zaśmiałam się.
- Nie zdążysz się nauczyć?
- Z palcem w nosie. – zaśmiałam się - dobra idę po słuchawki i ogarnę jak to leci. Ustalmy tylko jaki będzie sygnał.
- Nie trzeba sygnału, kiedy dojdzie do kolejnej sprzeczki między tobą a Harrym zacznij się kłócić że jesteś lepsza w śpiewaniu. W tedy wszyscy będziemy na stanowiskach. – powiedział Max.
- Dobra, to macie załatwione.

***
Szczerze powiedziawszy Happily nie było trudną piosenką, przerobiłam tylko słowa tak żeby było to śpiewane do chłopaka, nic trudnego. Piosenkę umiałam po dwóch godzinach śpiewania jej na okrągło.
                          Kolacja i kolejna  kłótnia z Harrym zbliżała się nieubłagalnie a ja od pół godziny recytowałam sobie tekst piosenki, którą miała zaśpiewać razem z Zoe, Lolą i Samathą. Nosiło mnie dość długo, czułam się jakbym robiła Flash Mob, chociaż tak też miało być, ale będzie jatka.
                          Kolacja byłą spokojna, no prawie, ciskałam piorunami w siebie i Harrego. Mark beształ mnie wzrokiem bo do tych czas nie udało mi się ani razu obrazić Harrego. Lola upuściła widelec i pociągnęła mnie pod stół, oryginalnie.
- Zrób coś, obraź go. – warknęła.
- Ale jak? Nie mam punktu zaczepienia.
- Pomogę ci. – wyprostowałyśmy się. Zaczęłam grzebać w jedzeniu.
- Szczerze powiedziawszy nie mogę się doczekać waszego nowego albumu, piosenki są na serio super. – wypaliła Lola patrząc na mnie.
                          Jak ich obrazić, wiem.
- Na pewno są „super szczere”, to trochę bez sensu jak się kłamie kiedy spiewasz. – wypaliłam.
- Skąd taki pomysł. – wypalił Loczej.
- Wiesz z gazet można przeczytać że Sammer Love rozpadło się na skutek zdrady z twojej strony, sądząc po tym na pewno nie jesteś chłopakiem z waszych piosenek.
- Nikt nie jest idealny.
- Wyobraź sobie że ja jestem. – wyszczerzyłam zęby. Mark wstał od stołu pod pretekstem zaniesienia tacy. – Tańczę, jeżdżę na desce, rysuje, śpiewam, jestem ładna.
- Kto ci powiedział że ładnie śpiewasz?
- Mój były. – przeszyłam go wzrokiem.
- To wiadomo, dlaczego z tobą zerwał.
- Wiesz, kto powiedział że to był on, może to ja zerwałam kontakt? – Niall schował twraz w dłonie, nie wierząc w to co mówię. – Mogłabym udowodnić że śpiewam lepiej od ciebie. – obrzuciłam go gardzącym spojrzeniem.
- Zaśpiewaj coś czego nikt nie zna w tej Sali, to może ci się uda.
- Zakład? – wyciągnęłam rękę. – Będą mi klaskać przez pół godziny a tobie opadnie szczena już na samym początku.
- O ile?
- Hazardzik się kłania? O nic, wieżę w siebie i wiem ze wygram, nie potrzebne mi twoje pieniądze. – wypaliłam.
                          Podeszłam do sceny gdzie stały cztery mikrofony. Sięgnęłam po jeden. Skinęłam palcem na Lolę, Zoe i Sam. Po chwili stałyśmy z mikrofonami w rękach. Uczniowie patrzyli z zaciekawieniem.
- Mark, mógłbyś? – zapytałam do mikrofonu.
Z głośników popłynęła muzyka a ja zaczęłam śpiewać.
- You don’t understend, You don’t understend. – tak jak powiedziałam, mina Harrego I reszty zespołu była bezcenna. – What you do to me, when you hold her hend. ­– Lola się śmiała, bo jak ona to się wyraziła, ja nie śpiewam, ja się kocham z piosenką. – We were meant to be, but it’s just a fade, Made it so we had to walk away. – Skończyłąm wzrotkę i razem z dziewczynami ruszyłyśmy jak po wybiegu przez salę śpiewając równo – ‘Couse we’re on fire, we are on fire, we’re on fire now. Yeah we’re on fire, we are on fire, we’re on fire now.
Chłopacy stali jak oniemieli kiesy ja razem z dziewczynami śpiewałyśmy całą piosenkę. Wygrałam zakład i byłam z siebie dumna, razem z dziewczynami dałyśmy czadu a oni stali jak z kamienia. Cóż, uczniowie nawet nie wyciągnęli telefonów i bardzo dobrze.
                          Skończyłyśmy śpiewać, uczniowie się rozeszli, z resztą jak one Direction, z wyjątkiem Harrego, który był wściekły.
- Chcesz mi pogratulować?
- Tak głupoty! Jesteś suką, jak mogłaś coś takiego zrobić. Pracę nad tymi piosenkami, trawały miesiące, opublikowane miały być 25 listopada, ale nie Wspaniałomyślna Al. Smith. -czujecie to, myśli że mam na imię Al. – musiała zaśpiewać naszą piosenkę na obozie, to było idiotyczne.
- Słuchaj skarbie, pomedytuj, pobiegaj, rozładuj złość na worku, złość piękności szkodzi…ups to ciebie nie dotyczy.
- Sama nie jesteś piękniejsza skarbie, nie mówiąc o sienie na głowie. – które kiedyś kochałeś, wymsknęło mi się w myślach.
                          Koło nas przeszła grupka uczniów, nagle dziewczyna wyszła przed szereg.
- Bitwa! – Krzyknęła a zaraz za nią reszta osób.

                          O nie! Wieść o bitwie rozeszła się w trybie natychmiastowym, co oznaczało ze mam konkurować z Harrym. Tylko nie to!



Jak myślicie czy harry sam zorientuje się że Al to Alice, czy ktoś mu powie, a może Al sama pokaże mu swoje poprzednie oblicze?

środa, 20 listopada 2013

30. Język szatana

- Lola, taka jest moja praca.
- Ale ta dziewczyna, no była Harrego, ona…nie wiedziała?
- Z tego co powiedział Hazz, to nie zdążył jej wyjaśnić, wrócił do domu a jej już nie było. – powiedziała, widać że było jej przykro w powodu Alice. Popatrzyłam na dziewczynę. Była oparta o szybę i słuchała muzyki, widać było ze jest smutna.
                          To chyba było dla niej najgorsze co mogło się wydarzyć, spędzić z byłym prawie dwa tygodnie. Ale sądząc po jej zachowaniu dalej go kochała. Powinnam powiedzieć Alice, o tym incydencie.
- A próbował powiedzieć Alice co jest grane?
- Z tego co się dowiedziałam, zmieniła numer telefonu i odcięła się od niego na amen. – powiedziała Tay. – Jakby się dało sama bym jej o to powiedziała, ale jej nie znam, nawet nie wiem jak wygląda.
                          Resztę czasu dziewczyny przegadały a ja zastanawiałam się co mam zrobić z Ilay. Przecież jej teraz tego nie powiem bo nie dopuści tego do mózgu. Ale co ja mam z nią zrobić, żeby nie rozmawiała z loczkiem odciągnę ją od tego i poproszę Max’a aby dał jej troszkę wolnego.
                          Autokar się zatrzymał. Alice pomaszerowała na scenę gdzie wyczytywała osoby przydzielone do danych domków. Podeszłam do Max’a.
- Maxiiii.
- Co jest Słońce. – uśmiechnął się przyjaźnie.
- Bo chodzi o Alice.
- No dawaj.
- Bo teraz ta sytuacja będzie ją przytłaczać. Harry tu jest a ona na pewno nie będzie sobą. Mógłbyś ją jakoś odciążyć, a ja ją tak zajmę że nie będzie miała czasu na myślenie o Harrym.
- Lola, zobaczę co się da zrobić ale nie obiecuje, jest tutaj jedyną nauczycielką zumby, to będzie jej zajęcie obowiązkowe, resztę się zobaczy. – wyjaśnił.
- Dziękuje.
                          Stanęłam na uboczu i patrzyłam na Alice. Była nieco przybita. Już ja zorganizuję czas ze na tym pysku będzie tylko uśmiech. Wszyscy rozeszli się do swoich pokoi. Chwyciłam walizkę i pobiegłam za Alice.
- Al, moja kochana Al. – zaśpiewałam do farbowanej blondynki.
- Tak?
- Jeździłaś kiedyś na desce?
- Nie, a co?
- Chodź. – chwyciłam kamerę i pociągnęłam ją za sobą.

Alice POV

Co ona knuje? Ja i deska? Nie to nie wypali. Wzięła kamerę po czym pobiegłyśmy do jakiegoś składziku. Wzięła dwie deski, kaski i ochraniacze. Poszłyśmy na jakieś alejki.
- Nauczę cię. – stanęła na desce i lekko się odepchnęła od podłoża. To wygląda na proste. Lola włączyła kamerę i zaczęła mnie kręcić.
- Czuj się pewnie bo inaczej się wywalisz.
- Lola, ja nigdy na tym nie pojadę.
- Nie gadaj tylko stawaj. – rozkazała. Posłusznie postawiłam nogę na desce i posunęłam nogą do przodu  dwa razy. Oparłam się na przedniej nodze i odepchnęła się drugą. Od razu się wywaliłam. Głośno zaczęłam się śmiać.
- To nie takie proste. – podała mi kamerę. – Patrz na to.
                          Pojechała do przodu. Wyglądała fajnie w tej fioletowej kiecce i czarnych ochraniaczach. Nakręciłam fragment jej jazdy. W jeździe przechwyciła kamerę z moich rąk i po raz kolejny spróbowałam pojechać na desce.  Utrzymywałam równowagę.
- Jadę! Ja jadę! – wyrzuciłam ręce do góry.
- Brawo Al! – uśmiechnęła się Lola.
- Nie, nie, nie! – krzyknęłam i wpadłam na znak.
                          Fioletowa podbiegła do mnie i wyzbierała mnie z ziemi. Wstałam i otrzepałam się z kurzu.
- Dobrze ci szło. – powiedziała.
-  Nie sądzę.  Nie nauczę się na tym jeździć.
- Ja nie nauczę się śpiewać.
- To jest proste. Od dziś się będę bała że cię stracę – zaśpiewałam po polsku.
- Co to za język?
- Język szatana. – zaczęłam skakać na około niej. – Gdy go użyjesz masz dziesięć godzin na znalezienie diabelskiego kamienia i podniesienie go. A jak nie to zabiera cię na księżyc. – zaczęłam tańczyć jak szamanka na około przyjaciółki. – I nie ma z stamtąd ucieczki. Służysz mu do końca swojego marnego życia a  potem cierpisz w czyśćcu.
- Ty go użyłaś. – zauważyła.
- To był polski. – zaśmiałam się.
- To co? Ja uczę cię jazdy na desce a ty mnie śpiewać po polsku. – zaproponowała. – I wszystko będzie udokumentowane.
- Dobra, jestem za, ale…
- Nooo…
- Potem to zmontujemy i zrobi się z tego fajny filmik! – wyrzuciłam ręce w górę.
- Jasne, komuś z działu artystycznego się to podrzuci, informatyków tez mają. – wypaliła.
                          Cały dzień uczyła mnie jeździć na desce, co mnie nieco zdziwiło bo Max w ogóle nic ode mnie nie chciał. A z laptopa wynikało ze mamy dość napięty grafik. Dopiero pod wieczór poszłyśmy z Lolą na kolacje gdzie zebrali się wszyscy obozowicze. No i jak na złość kadra miała stolik z…ugh…wiecie kim. Zajęłam miejsce między Lolą a Zoe. Standardowo Zoella miała gorącą, czekoladę, z owocami w czekoladzie i dwie kanapki z nutella.
- Nie za słodzisz się? – zapytałam brunetkę.
- Wiesz, ty masz swoje tatuaże, ja mam czekoladę. – wypaliła.
                          Właśnie od jutra muszę uważać, jestem zadowolona z faktu iż 1D mnie nie poznało i niech tak zostanie. Tatuaże musze jakoś ukryć bo jak którykolwiek się kapnie ze ja to ja to powie Harremu i zepsuje wszystkim wyjazd.
                          Po kilku minutach zorientowałam się że Niall się we mnie wpatruje. Szlag! Jak zaraz czegoś nie zrobię to mnie rozpozna. Coś na co wszyscy automatycznie zareagują…Wiem! Ustawiłam widelec na krawędzi stołu, i na nim położyłam ziemniaka. Po chwili podważając widelec wystrzeliłam ziemniaka za siebie. Usłyszałam że ktoś z uczniów oberwał. Chwila szumu za mną i się udało.
- Wojna na żarcie!!! – krzyknął chłopak a ja w momencie schowałam się pod stół kadry.
                          Czołgając się pod ławą dostałam się do wyjścia. Wyszłam na zewnątrz. Otrzepałam się z kurzu i ruszyłam przed siebie. No cóż mój plan nie wypalił. Usłyszałam za sobą Nialla. Z zawiedzioną miną odwróciłam się do chłopaka.
- Alice, tęskniłem za tobą… z resztą jak cała reszta. – chłopak trzymał mnie uścisku.
- Nie sądzę. – popatrzyłam za szybę jadalni gdzie loczek nacierał jednego z uczniów bitą śmietaną.
- Musisz z nim porozmawia…
- Kategorycznie nie! – wykrzyknęłam. – Ten rozdział jest zamknięty, to co było między nami nie istnieje. – warknęłam. – Niech spieprza do blondyny.
- Alice, musi…
- Niall, nie poruszaj tego tematu, nie mów chłopcom kim jestem, bo obiecuje, że to będą najgorsze dwa tygodnie w twoim życiu. – wycedziłam przez zęby.
- Dobra…ale mogłabyś być dla nas mniej wredna. – poprosił.
- Jak nie będzie z wami Harrego to coś z tym zrobię, ale niestety na sam jego wstrętny widok…- zaczynałam kłamać.- spinają mi się mięśnie i mam ochotę komuś dojebać.
- Co się z tobą stało, słodka, brunetka Alice Ilay, zmieniła się w bezlitosną blondynkę Al. Smith. – zauważył. – od kiedy nosisz soczewki.
- Odkąd on tutaj jest, zadbam o najmniejszy szczegół by mnie nie poznał. – wytłumaczyłam.
- A słyszałaś Best Song Ever?
-Nie, wymiotować mi się chce gdy słyszę jego głos… - skłamałam.
- Naprawdę?
- Nie. – powiedziałam.
                          Ruszyłam w stronę swojego obozowego domu. Nie miałam ochoty przypominać sobie wszystkiego związanego z wszystkim co jest związane z tym perfidnym, jebniętym chłopakiem o …ślicznym uśmiechu i słodkimi loczkami.

                          Alice! Opanuj się, nienawidzisz go, nie kochasz!

Tadaddadadam !!!jest rozdział i mam masę pomysłów na dalsze rozdziały jej, tylko żeby był jeszcze czas na pisanie tego egh... do następnego