środa, 20 listopada 2013

30. Język szatana

- Lola, taka jest moja praca.
- Ale ta dziewczyna, no była Harrego, ona…nie wiedziała?
- Z tego co powiedział Hazz, to nie zdążył jej wyjaśnić, wrócił do domu a jej już nie było. – powiedziała, widać że było jej przykro w powodu Alice. Popatrzyłam na dziewczynę. Była oparta o szybę i słuchała muzyki, widać było ze jest smutna.
                          To chyba było dla niej najgorsze co mogło się wydarzyć, spędzić z byłym prawie dwa tygodnie. Ale sądząc po jej zachowaniu dalej go kochała. Powinnam powiedzieć Alice, o tym incydencie.
- A próbował powiedzieć Alice co jest grane?
- Z tego co się dowiedziałam, zmieniła numer telefonu i odcięła się od niego na amen. – powiedziała Tay. – Jakby się dało sama bym jej o to powiedziała, ale jej nie znam, nawet nie wiem jak wygląda.
                          Resztę czasu dziewczyny przegadały a ja zastanawiałam się co mam zrobić z Ilay. Przecież jej teraz tego nie powiem bo nie dopuści tego do mózgu. Ale co ja mam z nią zrobić, żeby nie rozmawiała z loczkiem odciągnę ją od tego i poproszę Max’a aby dał jej troszkę wolnego.
                          Autokar się zatrzymał. Alice pomaszerowała na scenę gdzie wyczytywała osoby przydzielone do danych domków. Podeszłam do Max’a.
- Maxiiii.
- Co jest Słońce. – uśmiechnął się przyjaźnie.
- Bo chodzi o Alice.
- No dawaj.
- Bo teraz ta sytuacja będzie ją przytłaczać. Harry tu jest a ona na pewno nie będzie sobą. Mógłbyś ją jakoś odciążyć, a ja ją tak zajmę że nie będzie miała czasu na myślenie o Harrym.
- Lola, zobaczę co się da zrobić ale nie obiecuje, jest tutaj jedyną nauczycielką zumby, to będzie jej zajęcie obowiązkowe, resztę się zobaczy. – wyjaśnił.
- Dziękuje.
                          Stanęłam na uboczu i patrzyłam na Alice. Była nieco przybita. Już ja zorganizuję czas ze na tym pysku będzie tylko uśmiech. Wszyscy rozeszli się do swoich pokoi. Chwyciłam walizkę i pobiegłam za Alice.
- Al, moja kochana Al. – zaśpiewałam do farbowanej blondynki.
- Tak?
- Jeździłaś kiedyś na desce?
- Nie, a co?
- Chodź. – chwyciłam kamerę i pociągnęłam ją za sobą.

Alice POV

Co ona knuje? Ja i deska? Nie to nie wypali. Wzięła kamerę po czym pobiegłyśmy do jakiegoś składziku. Wzięła dwie deski, kaski i ochraniacze. Poszłyśmy na jakieś alejki.
- Nauczę cię. – stanęła na desce i lekko się odepchnęła od podłoża. To wygląda na proste. Lola włączyła kamerę i zaczęła mnie kręcić.
- Czuj się pewnie bo inaczej się wywalisz.
- Lola, ja nigdy na tym nie pojadę.
- Nie gadaj tylko stawaj. – rozkazała. Posłusznie postawiłam nogę na desce i posunęłam nogą do przodu  dwa razy. Oparłam się na przedniej nodze i odepchnęła się drugą. Od razu się wywaliłam. Głośno zaczęłam się śmiać.
- To nie takie proste. – podała mi kamerę. – Patrz na to.
                          Pojechała do przodu. Wyglądała fajnie w tej fioletowej kiecce i czarnych ochraniaczach. Nakręciłam fragment jej jazdy. W jeździe przechwyciła kamerę z moich rąk i po raz kolejny spróbowałam pojechać na desce.  Utrzymywałam równowagę.
- Jadę! Ja jadę! – wyrzuciłam ręce do góry.
- Brawo Al! – uśmiechnęła się Lola.
- Nie, nie, nie! – krzyknęłam i wpadłam na znak.
                          Fioletowa podbiegła do mnie i wyzbierała mnie z ziemi. Wstałam i otrzepałam się z kurzu.
- Dobrze ci szło. – powiedziała.
-  Nie sądzę.  Nie nauczę się na tym jeździć.
- Ja nie nauczę się śpiewać.
- To jest proste. Od dziś się będę bała że cię stracę – zaśpiewałam po polsku.
- Co to za język?
- Język szatana. – zaczęłam skakać na około niej. – Gdy go użyjesz masz dziesięć godzin na znalezienie diabelskiego kamienia i podniesienie go. A jak nie to zabiera cię na księżyc. – zaczęłam tańczyć jak szamanka na około przyjaciółki. – I nie ma z stamtąd ucieczki. Służysz mu do końca swojego marnego życia a  potem cierpisz w czyśćcu.
- Ty go użyłaś. – zauważyła.
- To był polski. – zaśmiałam się.
- To co? Ja uczę cię jazdy na desce a ty mnie śpiewać po polsku. – zaproponowała. – I wszystko będzie udokumentowane.
- Dobra, jestem za, ale…
- Nooo…
- Potem to zmontujemy i zrobi się z tego fajny filmik! – wyrzuciłam ręce w górę.
- Jasne, komuś z działu artystycznego się to podrzuci, informatyków tez mają. – wypaliła.
                          Cały dzień uczyła mnie jeździć na desce, co mnie nieco zdziwiło bo Max w ogóle nic ode mnie nie chciał. A z laptopa wynikało ze mamy dość napięty grafik. Dopiero pod wieczór poszłyśmy z Lolą na kolacje gdzie zebrali się wszyscy obozowicze. No i jak na złość kadra miała stolik z…ugh…wiecie kim. Zajęłam miejsce między Lolą a Zoe. Standardowo Zoella miała gorącą, czekoladę, z owocami w czekoladzie i dwie kanapki z nutella.
- Nie za słodzisz się? – zapytałam brunetkę.
- Wiesz, ty masz swoje tatuaże, ja mam czekoladę. – wypaliła.
                          Właśnie od jutra muszę uważać, jestem zadowolona z faktu iż 1D mnie nie poznało i niech tak zostanie. Tatuaże musze jakoś ukryć bo jak którykolwiek się kapnie ze ja to ja to powie Harremu i zepsuje wszystkim wyjazd.
                          Po kilku minutach zorientowałam się że Niall się we mnie wpatruje. Szlag! Jak zaraz czegoś nie zrobię to mnie rozpozna. Coś na co wszyscy automatycznie zareagują…Wiem! Ustawiłam widelec na krawędzi stołu, i na nim położyłam ziemniaka. Po chwili podważając widelec wystrzeliłam ziemniaka za siebie. Usłyszałam że ktoś z uczniów oberwał. Chwila szumu za mną i się udało.
- Wojna na żarcie!!! – krzyknął chłopak a ja w momencie schowałam się pod stół kadry.
                          Czołgając się pod ławą dostałam się do wyjścia. Wyszłam na zewnątrz. Otrzepałam się z kurzu i ruszyłam przed siebie. No cóż mój plan nie wypalił. Usłyszałam za sobą Nialla. Z zawiedzioną miną odwróciłam się do chłopaka.
- Alice, tęskniłem za tobą… z resztą jak cała reszta. – chłopak trzymał mnie uścisku.
- Nie sądzę. – popatrzyłam za szybę jadalni gdzie loczek nacierał jednego z uczniów bitą śmietaną.
- Musisz z nim porozmawia…
- Kategorycznie nie! – wykrzyknęłam. – Ten rozdział jest zamknięty, to co było między nami nie istnieje. – warknęłam. – Niech spieprza do blondyny.
- Alice, musi…
- Niall, nie poruszaj tego tematu, nie mów chłopcom kim jestem, bo obiecuje, że to będą najgorsze dwa tygodnie w twoim życiu. – wycedziłam przez zęby.
- Dobra…ale mogłabyś być dla nas mniej wredna. – poprosił.
- Jak nie będzie z wami Harrego to coś z tym zrobię, ale niestety na sam jego wstrętny widok…- zaczynałam kłamać.- spinają mi się mięśnie i mam ochotę komuś dojebać.
- Co się z tobą stało, słodka, brunetka Alice Ilay, zmieniła się w bezlitosną blondynkę Al. Smith. – zauważył. – od kiedy nosisz soczewki.
- Odkąd on tutaj jest, zadbam o najmniejszy szczegół by mnie nie poznał. – wytłumaczyłam.
- A słyszałaś Best Song Ever?
-Nie, wymiotować mi się chce gdy słyszę jego głos… - skłamałam.
- Naprawdę?
- Nie. – powiedziałam.
                          Ruszyłam w stronę swojego obozowego domu. Nie miałam ochoty przypominać sobie wszystkiego związanego z wszystkim co jest związane z tym perfidnym, jebniętym chłopakiem o …ślicznym uśmiechu i słodkimi loczkami.

                          Alice! Opanuj się, nienawidzisz go, nie kochasz!

Tadaddadadam !!!jest rozdział i mam masę pomysłów na dalsze rozdziały jej, tylko żeby był jeszcze czas na pisanie tego egh... do następnego 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czytasz = komentuj, mała rzecz a ciesz