poniedziałek, 25 marca 2013

Rozdział 18

Czytasz = Komentujesz
Komentujesz = Motywujesz
  
- O fuck! - wymsknęło mi się.
     James popatrzył na mnie karcąco.
 - Sorki, dobra fakt szkoły to zbieramy się. - przytuliłam rodziców na pożegnanie i wyszliśmy ze szpitala. wszyscy wpakowaliśmy się do aut i pojechaliśmy do Londynu.
    Wyciągnęłam telefon i zaczęłam wybierać z listy kontaktów numery do znajomych z klasy. Było ich dość sporo. Kiedy dzwoniłam już do piętnastej osoby z kole Harre'mu i Zayn'owi o mało oczy nie wyszły z orbity.
  - Halo? - usłyszałam moją znajomą w słuchawce.
 - Cześć Cami, tu Al, mam pytanie masz listę z książkami?
 - Kolejna która nie może jej znaleźć. - zaśmiała się. - Już ci wysyłam.
 - Jezu dzięki.
 - Poszło, muszę kończyć, dyskoteka na rozpoczęcie roku sama się nie zrobi.
 - Znowu cię wkopali?
 - Niestety, cześć. - pożegnała mnie.


*/ Na następny dzień/*


     Udało mi się wydrukować cztery kopie. Chłopcy zabrali nas do galerii. Rozdzieliliśmy się na dwie grupy. Chłopcy poszli osobno a my osobno. Udało nam się zakupić potrzebne książki i dużo ciuchów. Razem z Perrie padałyśmy z nóg.
     Niestety chłopcom ani się śniło wracać. Wyciągnęli nas do kina. Miałam wrażenie, że spałam na seansie. Potem powiedzieli, że mają dla nas niespodziankę. Myślałam że ich normalnie zabiję. Przeszliśmy całą galerię i nogi mi odpadały. Perrie miała podobnie.
     Kiedy doszliśmy na miejsce, o mało nie zemdlałam z wrażenia. Chłopcy postanowili nas wziąć do super drogiej restauracji.
    Do jedzenia nie było tam nic na moim poziomie. Po pysznej kolacji chłopcy wyciągnęli nas jeszcze do Milkshake City. Kupiłam sobie waniliowego, Harry czekoladowego a Perrie Malinowego.
    Malik musiał pomarzyć o deserze bo w restauracji zjadł śledzia, a ryba plus mleko równa się kilku godzinna przygoda w królestwie o nazwie kibelek.
    Mulat dość długo kłócił się z Perrie, że nic mu nie będzie ale z kobietą nie da się wygrać.
    W domu padnęłam jak zabita, nie miałam siły już kompletnie na nic.

      Szkoła jak szkoła. Pierwszy tydzień minął gładko, drugi też. Mam nową przyjaciółkę. Teraz pytanko co z Ann? Jej rodzice postanowili jej zrobić pseudo niespodziankę i przeprowadzić się do Francji. Moja naj nic nie wiedziała i nie miała czasu się ze mną pożegnać. Wyjaśniła mi wszytko na TT.
     Teraz szkolnymi korytarzami szlajałam się razem z Camillą, albo po prostu Cami. Miałyśmy okres poznajemy się więc, co chwila padały głupie pytania. Właśnie skończyłyśmy z francuski, idzie mi całkiem dobrze, pomimo tego, ze wolałabym iść na hiszpański ale na zmianę już na późno. Pomagam Cami, której idzie dwa razy gorzej ode mnie, łapie tylko dwóje i tróje.
    Chłopcy wyjechali na dwa tygodnie do Niemiec. Mają mieć kilka koncertów więc razem z Dan, beczymy po nocach, że tęsknimy. Perrie razem z resztą Little Mix też gdzieś pojechała więc z nią rozmawiałam często na tt. Jak tylko mogłam rzucałam się na telefon i wisiałam na nim godzinami gadając z Stylesem i resztą zespołu.
      Była teraz przerwa na lunch więc razem z Cami udałyśmy się do stołówki. Jedzenie za to nie było takie złe. Jadłam raczej dwa razy mniejsze porcje niż podawali. Usiadłyśmy do stolika naszej paczki. Należeli do niej jeszcze Max i  Luke. Max uwielbiał informatykę, więc do bazy danych szkoły mieliśmy szybki dostęp.
 - Co macie? - zapytał Max.
 - Ja mam geografię. - westchnęłam.
 - A ja biologię, nienawidzę. - powiedziała Cami.
 - No ja się nie dziwię. - oznajmił Luke. - Ja spadam mam Wf, nie mam zamiaru się spóźnić. - i już go ni było.
 - Ja mam informatykę, jak wice się kapnie, że znów szperałem w sieci szkoły to chyba mnie zabije, dobra ja spadam, narka. - przegnał nas Max.
 - Ciąg dalszy "Poznajmy się" - ucieszyła się Cami. - Masz chłopaka.
 - Mam. - oznajmiłam.
 - Starszy?
 - Tak
 - Ile?
 - Pół roku.
 - Imię?
 - Harry. - przejęłam pałeczkę. - a ty? masz kogoś?
 - Nie. - wystawiła mi język.
 - W taki razie ulubiony kolor.
 - Pomarańczowy.
 - Znak zodiaku.
 - Koziorożec.
 - Ulubione danie.
 - Kebab. A ty?
 - Naleśniki mojego przyjaciela. - mowa o naleśnikach Zayn'a.
 - Będzie okazja spróbować?
 - Raczej nie, jest z daleka. - skłamałam.
 - Szkoda.
       Szłyśmy korytarzem i wyszłyśmy na patio(gdyby ktoś nie wiedział patio jest to przestrzeń w budynku która nie ma nad sobą dachu  coś ala ogródek w środku szkoły).  Rozmawiałyśmy długo kiedy zabrzmiał dziwny dzwonek. Podniosłam głowę i popatrzyłam na innych. Wszyscy zerwali się jak na rozkaz i w panice pobiegli do wyjścia szkoły.
      Cami gwałtownie pociągnęła mnie za rękę, czym zmusiła mnie do wstania. Pobiegłam za nią w głąb szkoły. Wszyscy się o siebie obijali więc przyjęłam taktykę, żeby biec przy ścianie, to może na nikogo nie wpadnę.
       Nagle poczułam bardzo silny ból w zgięci prawej ręki. Popatrzyłam w tamto miejsce i zobaczyłam mnóstwo czerwonej substancji. Mianowice krwi.
      Usłyszałam przeraźliwy pisk dziewczyny z starszej klasy i podbiegła do mnie. Udało mi się powiedzieć nazwę mojej choroby z nadzieją, ze dziewczyna ją zapamięta i straciłam przytomność


                                                                                                                                                                   


Wiem, jestem głupia że kończę w ten sposób.
Wiem, jestem głupia bo taki krótki.
Ostatnio mam mało czasu na uzupełnianie postów
więc będę publikowane bardzo rzadko,
nauka sama do głowy nie wejdzie a ostatnio łapę same 3
Mam nadzieję, że uzbroicie się w cierpliwość.
Czytasz = Kometujesz
Komentujesz = Motywujesz 

niedziela, 17 marca 2013

Rozdział 17

     Tak też się stało. Chłopcy szybko zabukowali nam hotel koło plaży. W ciągu tygodnia wszyscy zapakowali swoje bety do walizek i wyruszyliśmy w dwa samochody. Sama podróż była ciekawa bo zatrzymaliśmy się w kilku ciekawych miejscach.
     Teraz razem z dziewczynami siedziałyśmy w pokoju i szykowałyśmy się na plażę. Było dość późno na plaże ale chłopcy powiedzieli, że to mała niespodzianka. Wzięłyśmy tylko koce, krem przeciw słoneczny, śpiewnik, i szampana.
       Wyszłyśmy z budynku w samych strojach i pareo. Kiedy weszłyśmy na plażę, zobaczyłyśmy grupkę ludzi i ognisko. Po chwili trzy znajome sylwetki wstały i zaczęły biec w naszą stronę. Popatrzyłam na Perrie i Danniele. Rzuciłam torbę na ziemię.
 - Jak nie chcecie być mokre to wiać! - krzyknęłam i zaczęłam uciekać.
     Dopiero po kilku minutach Dan i Perrie zaczęły uciekać. Usłyszałam piski. Nie przerywając biegu zobaczyłam dziewczyny które wylądowały w wodzie i Hazzę biegnącego w moją stronę. Przyśpieszyłam. I byłoby dobrze gdybym nie zaliczyła gleby. Biegam od chłopców szybciej ale Styles nadrobił wszytko moją glebą. Podniósł mnie do góry i zaczął nieść w stronę morza. Zaczęłam piszczeć i błagać żeby tego nie robił. Brutalnie wrzucił mnie do lodowatej wody. Szybko wydostałam się na powierzchnię i zaczęłam dygotać z zimna.
    Podeszłam do ogniska a po drodze zabrałam naszą torbę. Zaszło słońce. Dostałam bluzę Stylsa. Zaczęliśmy opowiadać straszne historie. Wygrał Zayn, bo przez resztę wieczoru, z dziewczynami nie oddalałyśmy się od ogniska. Gdy po raz drugi Lou podjął próbę nastraszenia nas zobaczyłam, za Niall'em gitarę. Wstałam powoli i podeszłam do futerału. Wyciągnęłam instrument, i podeszłam do torby po mój śpiewnik. Usiadłam koło Harrego i zaczęłam grać znaną wszystkim szantę.
    Okazało się że wszyscy mają gitary więc kiedy do mnie dołączyli oddałam instrument blondynowi. Śpiewając razem z nami Danniele rozlała wszystkim po dwa łyki szampana.
    Śpiewaliśmy w najlepsze kiedy zadzwonił mój telefon. Oddaliłam się troszkę i z uśmiechem na twarzy.
 - Halo?
 - Czy rozmawiam z Alice Ilay?
 - Tak, a kto mówi?
 - Dobry wieczór. Nazywam się doktor Cover. Mam obowiązek powiadomić panią o wypadku Jamsa, Carly i Kiry Ilay, do którego doszło dzisiaj wieczorem. Czy może pani się stawić w szpitalu w Gillingham?
     Na tą wiadomość w moich oczach pojawiły się łzy.
 - Tak, przyjadę jak najszybciej będzie się dało. Może mi pan powiedzieć w jakim są stanie? - poprosiłam.
 - Carly ma połamane żebra złamaną nogę i rękę, pan James ma złamaną nogę a panna Kira prawą rękę.
 - Dziękuję. Dowiedzenia.
 - Do widzenia.
     Wstała z piasku i podeszłam do Harrego. Przytuliłam się do niego i zaczęłam płakać. Wszyscy patrzyli na mnie jak na idiotkę. Powiedziałam co się stało a na ich twarzach, wymalował się szok.
     Danniele zarządziła, że mamy się pakować. Wszyscy zebrali bety. Poszliśmy do hotelu się wymeldować. Ja, Zayn, Harry i Perrie, opuściliśmy hotel w trybie natychmiastowy. i ruszyliśmy w stronę Gillingham. Drugi samochód podobno wyruszył na następny dzień.
      Zayn prowadził a Perrie nawigowała. Ja zasnęłam z głową na kolanach Harrego.

      Kiedy się obudziłam, Zayn dalej prowadził, Perrie przyglądała mi się razem z Harrym. Styles podłożył mi jabłko pod nos.
 - Nie dzięki, nie jestem głodna. - mruknęłam.
 - Musisz coś zjeść. - powiedziała Perrie.
 - Ale ni chce.
 - Księżniczko, nie martw się, na pewno będzie dobrze. - powiedział Zayn.
 - To tylko puste słowa. - mruknęłam.
 - Nie prawda. - kłócił się ze mną mulat.
 - Prawda.
 - Nie.
 - Ja wiem lepiej, nie miałeś z czymś takim do czynienia. - warknęłam.
 - A ty miałaś.  
 - Tak, rodzice mi umarli. - wyjawiłam .
 - Przecież są w szpitalu. - do rozmowy wtrącił się Harry.
 - Ta jasne, fajnie by było jakby ci też nie umarli. - powiedziałam oschle.
 - O czym ty mówisz?! - krzyknęli chłopcy.
 - Jezu, o tym że jestem adoptowana!- krzyknęłam w końcu.
        Zayn gwałtownie zahamował, Perrie gwałtownie odwróciła się w moją stronę a Harry wypluł wodę z ust. 
 - CO?! - zawołali równo.
 - To. - odpowiedziałam smętnie. - Moje prawdziwe nazwisko to Alice Smith. Moi rodzice zginęli w katastrofie lotniczej jak miałam dziesięć lat, potem adoptowali mnie Carly i James razem z Kirą. Mogę to jabłko? - zmieniłam temat i sięgnęłam po jabłko.
     Gdy je zjadłam z powrotem poszłam spać.

     Obudziłam się bo samochód się zatrzymał. Wszyscy wysiedli. Zatrzymaliśmy się McDonaldzie na śniadanie. Pod przymusem Harrego, Perrie i Zayn'a zjadłam hamburgera i wypiłam wodę.
 - Już zjedliśmy, możemy jechać? - zapytałam.
 - Popatrz się na siebie kobieto. - dostałam ochrzan od Perrie. - Jesteś w mokrym kostiumie i pareo, do tego mokre włosy i bluza Harrego, tak chcesz jechać do szpitala?
     Zrobiło mi się głupio. Perrie zaciągnęła mnie do samochodu gdzie dostałam nowy zestaw ubrań.

Poszłam do ubikacji gdzie się przebrałam i zrobiłam sobie fryzurę.
    Umyłam się i pobiegłam z powrotem do samochodu.
- Już mi lepiej. - stwierdziłam i oddałam Harremu bluzę - Dzięki. - cmoknęłam go w policzek.
 - Jedziemy? - zapytała Perrie.
 - Jestem za. - powiedział Zayn.
     Wsiedliśmy do wozu i zadzwoniliśmy do reszty naszych kolegów. Telefon został podłączony do głośników w samochodzie. Rozległy się sygnały po czym usłyszeliśmy głos Danniele.
 - Halo?
 - Siemka, gdzie jesteście? - zapytał Zayn.
 - Zatrzymaliśmy się po drodze w McDonaldzie bo Niall zgłodniał. - wyjaśniła.
 - To myt właśnie stamtąd wyjechaliśmy. - zaśmiałam się.
 - Słyszę, że już ci lepiej. - zauważyła Dan. - Dobra kończę bo odbieramy jedzenie cześć.
 - Cześć. - powiedzieliśmy chórem.
       Jechaliśmy kilka godzin. Dotarliśmy do Gillingham. Dojechaliśmy do szpitala a ja wypadłam jak z procy. podbiegłam Do lady recepcji.
 - Dzień dobry. - przywitałam się. - Jestem Alice Ilay.
 - Pani do państwa Ilay? Na ten dział może wchodzić tylko rodzina poszkodowanych. Pani towarzysze się do niej zaliczają. - zapytała smętnie pielęgniarka.
 - Tak. -palnęłam. - Mamy bardzo dużą rodzinę. To są moi kuzyni. Harry i Zayn od strony Jams'a a Perrie od strony Carly. Przyjedzie tu jeszcze czwórka moich kuzynów. Niall, Danniele, Liam, i Louis.
 - Dziękuję za wytłumaczenie, proszę za mną. - poprosiła i zaprowadziła nas na dział gdzie leżał James z Carly i Kirą.
      W pokoju zobaczyłam połamaną całą moją rodzinę. Mama czytała gazetę, tak samo jak tata, a Kira klepała coś w komputerze.
 - Tak się martwiłam! - krzyknęłam na wejściu. - Jezu, jak dobrze, że wam nic nie jest. Potrzebujecie  jecie czegoś może... - nawijałam jak katarynka nie dając możliwości dojścia do głosu mojej rodzinie.
 - Potrzeba nas spokoju. - zaśmiał się James.
 - A mi autografów. - oznajmiła Kira zaciągając siebie koszulkę którą miała na piżamie. Widniał już tam podpis Harrego. Popchnęłam mulata w stronę mojej siostry.
 - Nie gryzę. - powiedziała do Zayn'a. Potem podpisała się Perrie.
      Po godzinie dołączyli do nas Niall, Louis, Liam i Danniele. Też zostali zmuszeni do złożenia podpisu. Moja siostra popatrzyła krzywo na koszulkę.
 - Czego ty jeszcze chcesz, wszyscy się już podpisali. - powiedziałam.
 - Nie wszyscy. - popatrzyła na mnie.
      Harry popchnął mnie w stronę Kiry.
 - Na co ci mój autograf? - zapytałam.
 - Mam autograf każdej pary z 1D, brakuje mi ciebie. - powiedziała.
       Machnęłam jej parafkę pisakiem. Chwyciłam aparat. Najpierw zrobiłam siostrze zdjęcie z samym zespołem a potem aparat przejął James i zrobił zdjęcie nam wszystkim.
 - Wstawię na TT i FB - oznajmiła mi siostra.
 - Skarbie, masz za tydzień szkołę, co ty tu jeszcze robisz? - zapytał z ciekawością James.
 - O Fuck!!!

piątek, 15 marca 2013

Rozdział 16


    Obudziłam się ramionach Harrego. Ta chwila mogłaby trwać wiecznie. Byłam taka szczęśliwa. Teraz byłam w stanie przyznać się sobie że kocham tego wariata i nic tego nie zmieni. 
     Harry bawił się moimi włosami. 
 - Jak ty słodko śpisz. - usłyszałam. Postanowiłam poudawać że dalej śpię. - A jak się uśmiechasz to masz takie śliczne dołeczki. W ogóle jesteś taka piękna. Fajnie by było jakbyś wiedziała, że cie kocham. 
    W tym momencie mnie zatkało. Wielka gwiazda popu, mój przyjaciel i chłopak w którym duże się od większego czasu, mnie kocha? Serio? Nie mogłam w to uwierzyć. Otworzyłam oczy. 
 - Podsłuchiwałaś? O rzesz ty ... ja ci ... powie... - zatkałam mu usta pocałunkiem. 
     Odpowiedział. Kiedy się odkleiłam od niego, popatrzył na mnie zdziwionym wzrokiem. 
 - Serio, kochasz mnie? 
 - Wiesz co, nie, pocałowałam się dla beki. - powiedziałam z sarkazmem. 
 - Lecisz na mnie. - zauważył i poruszył brwiami. 
 - Umiesz zepsuć moment. - stwierdziłam. 
 -Oj tam, oj tam. - udawał histeryka i podniósł nieco głos. 
 - Cicho bądź, ja tu mam kaca.
      Chłopak wyciągnął mnie z łóżka i wziął na ręce. 
 - Co ty robisz? - zapytałam zaciekawiona. 
 - Znam dobry sposób na kaca. 
 - Okey.
       Posadził mnie na blacie w kuchni i zaczął wlewać do szklanki różne rzeczy. Kiedy mi ją podał, wszytko wyglądało jak wielkie błoto w szklance. 
 - Chcesz żebym rzygnęła? 
 - Dokładnie. Po kilku momentach w żołądku robi ci się niedobrze i wymiotujesz. - oznajmił. 
     Wypiłam zawartość duszkiem i z zatkanym nosem aby ni czuć tego ohydnego smaku. 
  Posiedziałam chwilkę po czym zawierciło mi się w żołądku i podbiegłam do zlewu. Z mojego gardła wyleciało straszni dużo alkoholu. 
 - Zadowolony? - warknęłam do chłopaka. 
 - Bardzo. - opowiedział gdy płukałam usta. 
    Chłopak wziął mnie na barana, bo jeszcze nie trzymałam równowagi i zaniósł mnie do salonu. Przykrył kocem i włączyła jakiś film w tv. 
 - Gdzie reszta? - zapytałam. 
 - No pojechali na wywiad, a tata oznajmił że ktoś musi zostać z tobą, a ponieważ mnie przytulałaś w tym momencie i spałaś to zostałem. 
 - A jakbym cię nie przytulała to byś poszedł czy został? 
 - Poszedł. 
 - Ej, foch. - oznajmiłam i obróciłam się do niego tyłem. 
     Chłopak zaczął mnie łaskotać a ja wybuchłam nie pohamowanym śmiechem. 
 - Haha... przestań, haha, Hary, haha...
 - Pocałuj mnie, i nie będzie focha. - zaszarżował. 
 - haha, do...dobra...haha. 
       Chłopak przestał mnie łaskotać a ja złożyłam na jego ustach długi głęboki pocałunek.  
 - Uuuuuuu... - rozległo się za moimi plecami i momentalnie odkleiłam się od Harrego. 
 - Jak chcieliście się po miziać to było dzwonić Harry. - zaśmiał się Zayn.
 - Zayn może i mam tego cholernego kaca ale prawy sierpowy nadal mam mocny. - zaśmiałam się.
 - Fajnie, że odważyłeś się jej powiedzieć. - powiedział Niall.
 - No wiem. - przytaknął Harry.
 - Co za głupek z ciebie Sytles! - oznajmiłam.- Wyznał mi miłość gdy udawałam, że śpię, więc gdyby nie to, to teraz siedziałby cicho.
     Reszta zespołu wybuchnęła śmiechem.
 - Są zazdrośni. -szepnęłam do Harrego.
 - No wiem. - powiedział i pocałował mnie w policzek.
       Sięgnęłam po poduszkę, wzięłam zamach i trafiłam nią w 4/5 zespołu.
 - Co wy na horror? - orzeźwił się Niall.
 - Dzwonię po Perrie. - oznajmił Zayn.
 - A ja po Dan. - dodał Liam i już ich nie było.
        Niall poszedł skołować coś do jedzenia, a Lou usiadł z nami na kanapie i zaczął wybierać film do oglądnięcia. Potem już tylko czekałyśmy na dziewczyny, które jak zobaczyły mnie w objęciach Harrego, miały zaskoczone miny
        Pościli film o zombi. Wtuliłam głowę w Harrego.
 - Boisz się? Mówiłaś że się nie boisz. - szepnął Hazza.
 - Mówiłam, że lubię horrory a nie, że się ich nie boję. I nie nie boję się. - to ostatnie zdanie było kłamstwem.
 - To co chowasz głowę. - był dociekliwy.
 - Bo spać chcę? - kłamałam jak z nut.
 - Nie umiesz kłamać. - stwierdził a ja położyłam mu głowę na kolanach. Chłopak objął mnie ramieniem. Po chwili zasnęłam.
 
    Kiedy się obudziłam, o mało nie wybuchłam śmiechem. Razem ze mną i Harrym na kanapie leżała Danielle na Liamie. Na fotelu siedział Zayn z Perrie na kolanach a na ziemi siedział Niall i Lou.
    Chciałam się podnieść i pujść do łazienki ale ktoś przytrzymał mnie w pasie. To był Harry.
 - Gdzie się księżniczka wybiera? - zapytał.
 - Do ubikacji.
 - No niech ci będzie. - zgodził się i rozluźnił uścisk.
      Pobiegłam do ubikacji a potem z powrotem na kanapę. Harry przycisnął mnie do siebie.
- Masz dalej kaca? - zapytał.
- Nie, chyba nie. - odpowiedziałam.
- To super. - ucieszył się.
     Siedzieliśmy chwile w milczeniu kiedy mi się coś przypomniało.
 - Em ... Harry, na dziwach od lodówki wisi kartka z napisem

 " Studio Nagraniowe 10:00"
 - Co?! - krzyknął i zerwał się z kanapy.
        Obudziłam resztę zespołu i dziewczyny. Poszłam się ubrać do pokoju i wzięłam prysznic. Założyłam czerwone conversy, rybaczki i koszulkę z napisem "I love London"
     Zeszłam na dół i jak zwykle na spokojnie zrobię niż te pacany które biegają wszędzie jak popieprzeni.
       Po dziesięciu minutach reszta zespołu zbiegła. Dziewczyny wyszły do domu bo musiały się przebrać. Wsiedliśmy do samochodu i zabraliśmy po drodze Perrie i Danniele.
      Kiedy dotarliśmy do studia chłopcy wyskoczyli z samochodu jak po parzeniu i pobiegli pod gmach budynku. Perrie jako członkini "Little Mix", wiedziała jak wygląda studio dlatego zaprowadziła mnie i Dan do salki gdzie chłopcy dostawali opierdziel od faceta w średnim wieku.
      Po chwili zespół wszedł do pomieszczenia z wielkimi mikrofonami, a my stanęliśmy koło tego mężczyzny.          
-Cześć dziewczyny. - przywitał nas brunet.
- Hej Paul. - przywitała się Danniele i Perrie.
 -To jest Alice. - przedstawiła mnie blondynka.
 -Miło mi, i dziękuję, że im przypomniałaś. - powiedział.
 - Też mi miło, a to, to drobiazg. - uśmiechnęłam się.
        Paul odwrócił się w stronę szyby i spojrzał na chłopców groźnym wzrokiem.
 - Dobra zaczynamy. - powiedział i z głośników poleciała muzyka.
       Chwyciłam kartkę do ręki, która leżała na blacie z suwakami. Tytuł piosenki brzmiał "Comon comon." Założyłam słuchawki jak śpiewał nasz żarłok. Piosenka była całkiem spoko, tylko trzeba było ją jeszcze obrobić.  Kiedy zespół skończył, Paul zaczął bawić się różnym suwakami. Po kilku minutach puścił całość głośno.
 - Dodaj bity. - podsunęłam.
     Przesunął suwak. Potem dodałam jeszcze kilka sugestii i piosenka był skończona. Wszytko zajęło nam dużo czasu, ale był całkiem fajnie.
 - Chłopaki za tydzień wypuszczamy na rynek album. - oznajmił Paul. - Alice, bardzo mi dzisiaj pomogłaś, dziękuje.
 - Nie ma za co.
 - Musimy to uczcić. - powiedział Zayn. - Jedziemy nad morze!

sobota, 9 marca 2013

Rozdział 15

    Usłyszałam wrzaski dochodzące z dołu. Automatycznie zasłoniłam poduszką głowę ale to nic nie dało. Popatrzyłam na zegar. Była 2.00. Jaki baran drze się na całe gardło o drugiej w nocy.
    Wyszłam z łóżka i szybkim krokiem ruszyłam korytarzem jednak tuż przy schodach zatrzymałam słysząc ciekawą rozmowę.
 - Serio? - zapytał Zayn.
 - Wiesz co nie, robię sobie z was jaja. - warknął Harry.
 - Ale to jest twoja przyjaciółka. - usłyszałam Liama.
 - Mam rozumieć, że z Danniele zacząłeś chodzić od razu! - walczył Hazza.
 - No nie...
 - Właśnie! - kłócił się Loczek.
 - I pójdziesz do niej i powiesz że się w niej zakochałeś? - zapytał Lou.
 - A o mam innego zrobić?! - wydarł się Styles.
 - Weź ją na kolację. - podsunął Niall.
 - Przynajmniej jeden mi pomaga. - ucieszył się Harry.
 - Ależ proszę.
       Byłam za bardzo zmęczona aby podsłuchiwać. Wróciłam pod drzwi swojego pokoju.
 - Zamknąć mordy kretyni! Księżniczka spać nie może! - krzyknęłam i trzasnęłam drzwiami.

     Rano obudziłam się dość późno. Ubrałam na siebie getry po kostki i podkoszulkę i bluzę. Nie informując chłopców wyszłam na miasto.
      Po pół godziny dotarłam do mojego celu. Kryte Londyńskie lodowisko. Podeszłam do drzwi i zapukałam w szybę. Po chwili pojawiła się w nich znajoma postać.
 - Kopę tal. - zaśmiał się mój znajomy. - Ile to było z sześć lat temu?
 - Siema Luck. Ile jest osób? - zapytałam syna właściciela placówki.
 - Jesteś pierwsza. - uśmiechnął się. - Pamiętasz co to łyżwy?
 - No właśnie przyszłam sprawdzić. Poproszę figurówki numer 38. - rozmawialiśmy idąc w stronę lodu.
       Dostałam łyżwy i założyłam je na nogi. Kiedy były już zasznurowane weszłam na lodowisko. Mój kumpel siedział w sterowni.
 - Włącz coś fajnego! - krzyknęłam do Luck'a.
       Po chwili z głośników poleciał utwór Beethoven'a, tylko zremiksowany. Wzruszyłam ramionami. Zaczęłam jeździć do muzyki, po chwili już wykonywałam prostsze piruety.
      Ale i mój zryty mózg musimy czasami odwalić jakiś maga popis. Postanowiłam wykonać piruet w powietrzu i wylądować robiąc jaskółkę do tyłu. Kiedyś mi to wychodziło.
      Rozpęd i wybicie doskonałe, piruet świetny a lądowanie? Zakończyło się pękniętą kością w prawej ręce. Sama dotarłam do szpitala. Dyżurująca zaprowadziła mnie na ostry dyżur bo było tam zaledwie pięć osób. Złożyli mi gips i powiedzieli że za dwa tygodnie mam przyjść go ściągnąć.
     Zajebiście wkurzona doszłam do domu. Ściągnęłam chustkę która podtrzymywała mi rękę a dłoń schowałam za plecami. Poleciałam do pokoju.
 - Jestem debilem! - zaczęłam kazanie, sama do siebie. - A jak by było złamanie otwarte? Ale baj bym uszkodziła naczynia krwionośne to co? To mnie by tu już penie nie było. Ja i mój pieprzony mózg! Dobrze że tylko pękła. - warczałam sama na siebie.
     Przebrałam się w dres i zeszłam na dół. Zaglądnęłam do salonu.
 - Gdzie macie jakieś leki? - zapytałam.
     Jedyny ruszyła się Harry. Zaprowadził mnie do kuchni, a ja szłam za nim ukrywając dłoń za plecami. Loczek sięgnął do najwyższej półki.
 - Wyżej się nie dało? - zapytałam.
 - Jak widzisz nie. - uśmiechnął się. - Co chcesz?
 - Przeciw bólowe.
 - Głowa?
 - Mhm. - skłamałam.
     Chłopak podał mi dwie tabletki a ja jak debil wy ciągnęłam rękę z gipsem. Już miałam ją cofnąć kiedy Hazza ją przytrzymał.
 - Ręka.
 - Nom.
 - Złamana?
 - Nom.
 - Gdzie?
 - Na lodowisku.
 - Mózg ci odebrało?
 - Nom.
 - Gdzie?
 - Jezu na lodowisku. - puściły mi nerwy. - Jesteś moją mamą czy co?! Nie mam zamiaru ci się spowiadać - warknęłam.
 - To może zadzwonimy do twojej mamy?
      Już chciałam coś powiedzieć, ale ugryzłam się w język. Chwyciłam przeciw bólowe i szybkim krokiem opuściłam kuchnie.
      Wbiegłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko. Łyknęłam tabletki i wygrzebałam z pod łóżka bardzo stary karton. Wyjęłam z niego zdjęcie moich rodziców, biologicznych.
         Kiedy miałam 10 lat, moi rodzice postanowili sobie zrobić urlop na hawajach. Polecieli be zemnie. Wszytko było fajnie, codziennie dzwonili, wysyłali zdjęcia. Ale w dzień przylotu do Londynu, samolot w powietrzy dostał poważnego uszkodzenia i runął do morza.
      Nikt z najbliższej rodziny mi nie powiedział. Dowiedziałam się tego z wiadomości. Płakałam dość długo, nie odzywałam się do nikogo, ewentualnie w szkole jak nauczyciele czegoś chcieli.
    Przez dwa lata mieszkałam z babcią ale wszytko się kiedyś kończy. Umarła i na pół roku trafiłam do domu dziecka.
     Codziennie przechodziłam obok sklepu muzycznego, w którym stał piękny czarny fortepian. Postanowiłam nauczyć się na nim grać, dla rodziców którzy mnie namawiali do gry na pianinie. Po kilku miesiącach do sierocińca przyszła młoda para chcąca zaadoptować dwójkę dziewczynek. Wzięli mnie i Kirę. Okazało się że James prowadzi sklep muzyczny i daje lekcje gry na instrumentach. Poprosiłam aby nauczyła mnie grać na fortepianie.  Potem doszły skrzypce, gitara klasyczna a o elektrycznej już wszytko wiadomo.
     W kartonie leżał jeszcze stary misiek, sweter mamy i bluza taty. Z tymi rzeczami nie rozstawałam się nigdy. Poruszam ręką w gipsie. Mogłam zagrać na fortepianie. Wepchałam karton i jego zawartość pod łóżka i usiadłam za fortepianem.
 - Panie i panowie! - zaczęłam się wygłupiać. - ten utwór dedykuje rodzicom.
       Zagrałam utwór Fur Elise. Kiedy już skończyłam weszłam na fortepian i ukłoniłam się.
 - Dziękuję, dziękuję. Byliście wspaniałą publicznością. - mruknęłam pod nosem i w tedy do pokoju wpadli chłopcy.
 - Znowu chcesz się połamać? - zapytał Niall.
 - Nom.
 - Mówisz coś poza"Nom" - zapytał obrażony Harry. Musiał być wściekły po tym jak na niego na skoczyłam w  kuchni.
 - Nom.
        Chłopcy usiedli na moim łóżku. Wszyscy mieli uśmiechnięte miny z wyjątkiem Hazzy który była na mnie zły o byle co.
 - Co grałaś? - zapytał Lou.
     Parsknęłam śmiechem. Wszyscy popatrzyli na mnie jak na debila.
 - Wy serio nie wiecie? - zapytałam próbując się uspokoić. - Boże, piątka wspaniałych muzyków nie wie co to za utwór. Najbardziej znany utwór Beethovena Fur Elise.
 - Zmieńmy temat. - poprosił Niall.
 - W Holiday jest imprezka. - przypomniało mi się. -Co wy na to?
 - Czemu nie? Za godzinę na dole, kto ostatni ten ciapa. - krzyknął Lou i chłopcy rozbiegli się do pokoi.
      Zamaszystym krokiem wlazłam do garderoby i wygrzebałam z niej czerwoną sukienkę, wysokie obcasy i czerwoną opaskę z zajebiście wielka kokardą. Wyprostowałam włosy. Chwyciłam torebkę i zbiegłam na dół.
       Zeszłam ostatnia ale chłopcy nie przestrzegali zasad klubu Holiday.
 - Nie znacie zasad tego klubu? - zapytała zaskoczona.
 - Nie - odpowiedział Liam.
 - 1. Do klubu wchodzimy jak na plażę, koszulki, szorty,
2. Bawimy się do białego rana,
3. W Holiday trwa zabawa przez okrągłe dwa miesiące. - wyrecytowałam z pamięci. - Biegiem zmieniać ciuchy! - krzyknęłam na dokładkę.
      Chłopcy szybko się przebrali w szorty i koszulki. Wsiedliśmy do taksówki i pojechaliśmy do klubu. Gdy tylko weszliśmy do budynku chłopcy pobiegli na laseczki a ja podeszłam do baru.
 - Jezu kobito co ci się stało? - zapytała mnie znajoma barmanka.
- Siemka Trix. Pękła mi kość na lodowisku, co polecasz? - zapytałam.
 - Ostatnio wszyscy kupują "Leśny Kwiat". Nie dziwię się niebo w gębie. - powiedziała. - To co bierzesz?
 - A co mi tam, jak raz się upiję świat się nie zawali. - uśmiechnęłam się.
     Wypiłam drinka.  Był zniewalający. Wypiłam jeszcze jednego i poszłam potańczyć. Na parkiecie spędziłam trzy piosenki i znów wypiłam drinka. I tak w kółko: taniec, drink, taniec, drink, taniec. Potem już tylko piłam.
    W którymś momencie pojawił się Niall i jak zobaczył mnie był chyba przerażony. Poszedł po chłopców. Kiedy zespół stał w pełnym składzie przede mną film się urwał.

    Obudziłam się w łóżku, koło mnie leżał Styles z skrępowaną miną. Po chwili zobaczyłam, że moje ręce obejmują Harrego w talii. Podniosłam się, i oparłam o ścianę. Chwyciłam się się za głowę, strasznie mnie bolała.
    - Co się stało? - zapytałam szeptem.
 - Mocno zabalowałaś. - zaczął głośno.
 - Ciszej proszę, głowa mnie boli. - poprosiłam. - Mam kaca.
 - Dużo wypiłaś, i powiedziałaś, że jesteśmy zajebiści, że krowy latają i nie wiesz jakim cudem Niall mieści tak dużo w żołądku. - opowiedział szeptem.
 - Już nigdy więcej alkoholu. - mruknęłam. - Nic nowego.
 - No nic.
 - Jak długo cię ściskałam?
 - Mniej więcej od 2.00.
 - Sroki.
 - Nic się nie stało, przynieść ci aspirynę? - zapytał.
 - Jezu, jeszcze głupie pytania zadajesz, pewnie że tak. - poprosiłam.
     Chłopak wyszedł po leki a ja zwlokłam się z łóżka, zmyłam tapetę z twarzy i rozczesałam włosy. Założyłam ciepłą piżamkę i wlazłam pod kołdrę. W tedy pojawił się Harry z szklanką aspiryny. Zawartośc wypiłam duszkiem.
     Styles już chciał wyjść kiedy poprosiłam:
 - Nie zostawaj mnie, chodź tu.
      Chłopak spełnił moje życzenie i wgramolił mi się na łóżko. Przytuliłam się do niego i zamknęłam powieki.
 - Jesteś wygodniejszy niż poduszka. - oznajmiłam i zasnęłam.