poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Rozdział 19

    Stałam w ciemnym tunelu. Byłam zdezorientowana. Co się dzieje, gdzie jestem? Takie pytania szalał mi po głowie. Dużo czasu minęło za nim zorientowałam się , gdzie jestem. Stałam przed strasznym wyborem. Po jednej stronie mogłam dołączyć do moich zmarłych rodziców, po drugiej mogłabym dalej żyć beztrosko z moimi przyjaciółmi. Przecież na ziemi są osoby które kocham, przyjaciele, przybrana rodzina. Z białej strony tunelu wyszli moi biologiczni rodzice. Do oczu napłynęły mi łzy.
- Wybaczcie. - szepnęłam i zaczęłam biec w przeciwnym kierunku.

Obudziło mnie wnerwiające pikanie. Za jakie grzechy, takie rzeczy mi się przydarzają?Co ja takiego co Znowu w szpitalu tylko, teraz dlaczego? To chyba coś poważnego.
   Otworzyłam powoli oczy. Zobaczyłam Danniele, która robiła coś na telefonie. Podniosła głowę z nad głową małego ekraniku. Kiedy zobaczyła, ze mam otwarte oczy, podniosła się z krzesła i wybiegła z pokoju. Po chwili wróciła z lekarzem.
 - Notowania si poprawiły, już niema zagrożenia życia, kilka dni poleży pani na obserwacji i myślę, że dostanie pani wypis. - powiedział doktor patrząc na moją kartę. - Zaraz przyjdzie pielęgniarka zmienić Ci opatrunki. - uśmiechnął się.
    Kiwnęłam głową. Dan podała mi szklankę wody. Wypiłam wszytko duszkiem.
 - Powiedz, ze chłopcy nie wiedzą. - jęknęłam.
 - Tylko Liam. - powiedziała.
 - O Boże.
 - Nie powiedział Harremu, przez cały tydzień wywijałam z Liam'em numery Styles'owi żeby nie poprosił cię do słuchawki... - powiedziała.
 - Czekaj ile? Tydzień  byłam w śpiączce? - zapytałam zdumiona.
 - Tak.
 - O Boże. - westchnęłam.
      Do pomieszczenia zamaszystym krokiem weszła pielęgniarka. Ściągnęła stare bandaże i ujrzałam obleśną bliznę.Ciągnęła się przez całe zgięcie w łokciu. Odwróciłam głowę żeby nie patrzeć. Kiedy pani oznajmiła, że skończyła zadzwonił mój telefon. Popatrzyłam na telefon.
 - Szlag!- zaklęłam kiedy do sali weszła  Danniele.
 - Co jest? - zapytała podbiegając do mojego łóżka.
    Pokazałam jej ekranik telefonu. Oczy o mało nie wyszły jej z orbity.
 - Halo? - zapytałam słodkim głosem jakby nic się nie stało.
 - Hejka Al, tutaj Harry jedziemy do domu jak jesteś na mieście możemy cię podwieźć.
 - Nie nie trzeba, jestem w szpitalu, co roczne badanie hemofilii. - skałamałam.
 - Przyjechać po ciebie? -  zapytał.
 - Jak chcecie.
 - Będziemy za piętnaście minut. - oznajmił.
 - Pa. Kocham cię. - powiedziałam załamanym głosem.
 - Ja ciebie też. - powiedział i rozłączył się.
       Popatrzyłam na Dan. Ta zrobiła facepalma.
 - Ja idę do bufetu. - oznajmiła i wyszła z pomieszczenia.
         Wstałam z łóżka i poszłam do łazienki. Umyłam ręce i przepłukałam twarz gdy do łazienki jak z procy wleciała Dan. Oczy miały jej zaraz jej wyjść z oczodołów.
 - Ej, co jest? - zapytałam.
 - Chłopcy weszli właśnie do szpitala i mnie widzieli. - pisnęła.
 - Co?! przecież... - nie dokończyłam bo zakryła mi dłonią usta.
      Usłyszałyśmy stuk butów. Dan odsunęła rękę z mojej twarzy. Wyciszyłam szybko telefon, lecz po chwili namysłu wyjęłam baterię. Chłopcy nie mieli zamiaru najwyraźniej ruszyć się z  pokoju. Dan wzięła telefon i napisała do Liam'a ,że jesteśmy w bufecie. Chłopcy wyszli z pokoju.
 Co za lebiody - przeszło mi przez myśli.
   Wyszłyśmy z łazienki. Wskoczyłam do łóżka i zawołałam pielęgniarkę. Poskarżyłam się na ból prawej ręki. Kobieta podała mi mocne leki przeciw bólowe i położyłam się spać.

    Gdy się obudziłam, zobaczyłam kogoś czubek nosa, mianowicie Harrego. Podniosłam wzrok i popatrzyłam mu w oczy. Uśmiechał się.
 - Nudzi Ci się? - zapytałam.
 - Tak. - odparł.
 - Widać. - odparłam. - Mam nadzieję, ze nikogo jeszcze nie pozwałeś.
    Zaśmiał się.
 - Nie.
 - Mam nadzieje, że nikogo nie pozwiesz. - powiedziałam poważnie.
 - E no - zaczął udawać. - Chciałem pozwać ... Kogo miałbym właściwie pozwać?
 - Szkołę.
 - To było w szkole?! - był zdumiony.
 - Generalnie to było ostatnie miejsce, które kojarzę. - wyznałam.
 - A mi powiedziano, że nabiłaś się na klamkę, i po utracie przytomności, wyniosła cię jakaś blondynka, powtarzającą, bez przerwy nazwę twojej choroby. - opowiedział.
 - Ups? Po za tym, co się w tedy działo.
 - Podobno ćwiczenia przeciw pożarowe. - westchnął.
 - Oj tam.
 - Oj tam? Mogłaś zginąć! - krzyknął.
 - Ale żyje, nie widzisz?
 - Widzę.
 - Przywieziecie mi naleśniki Zayn'a? - zapytałam.
 - Nie wiem.
 - Proszę.
 - Zayn'owi nie chce się ich robić.
     Odwróciłam się do Harrego plecami i zakryłam głowę kołdrą.
 - Alice?
 - Idź sobie, umieram, nie ma moich naleśników. - jęknęłam.
 - Dobra to sobie idę. - odparł, obojętnym tonem.
       Usłyszałam tupot butów i po chwili chłopaka nie było. Zdziwiona wygramoliła się z pod kołdry i usiadłam na łóżku.
 - Nie ma go, poszedł sobie. - powiedziałam cieniutkim głosem.
      Po chwili zobaczyłam jak Harry próbuję podglądnąć co robię. Chwyciłam poduszkę i cisnęłam nią w Styles'a.
 - Za co?!
 - Co całokształt. - oznajmiłam.
     Chłopak podszedł do mojego łóżka i wgramolił mi się pod kołdrę.
 - Harry!? - krzyknęłam.
 - Co ci nie pasuje?
       Zastanowiłam się.
 - Nie no właściwie to nic. - zauważyłam.
 - No to idziemy spać. - oznajmił i przytulił mnie.
     Popatrzyłam w jego oczy. Jak zwykle tańczyły tańczyły tam jego zielone iskierki.
 - Dobranoc.
 - Kolorowych koszmarów. - pożyczyłam i zamknęłam oczy.

- Awww, jak słodko. - usłyszałam Danniele.
- Styles jest pewnie w siódmym niebie. - powiedział Louis.
- Budzimy ich?
- Nie wiem.
- Jak myślicie, Al ma na sobie stanik? - zapytał Liam.
- Jest w piżamie geniuszu, - powiedziała ostra Dan. - oczywiście, że nie ma.
- Ej a jakby z ciągnąć z niej kołdrę? - zapytał Niall.
- Dobra zwalimy na Zayn.
 - Jest w bufecie, posłałem go, bo jestem głodny, - powiedział Niall.
        Gdybym nie udawała, że śpię to pewnie walnęłabym facepalma. Ktoś podszedł do łóżka i w tym momencie, Harry wciągnął nie pod kołdrę. Nie ma to jak wybawiciel. Otworzyłam lekko oczy. Harry przyglądał mi się uważnie.
 - Popsułeś zabawę. - krzyknął Louis. - Zayn to wymyślił.
     Bad boy właśnie wszedł do pomieszczenia.
 - Co ja? - zapytał a ja parsknęłam śmiechem.
 - Nie nic. - powiedział szybko Lou.
 - Kłamca! - krzyknęłam. - Chcieli cię wkopać, że ściągnąłeś ze mnie kołdrę.
 - Louis!!!
 - Zdrajca. - rzucił w moją stronę.

      W ciągu następnych dwóch tygodni zostałam wypisana ze szpitala. W domu zrobili mi imprezkę powitalną. Było, bardzo głośno, bardzo.

                                                                                                                                                                     
No i mamy ten 19 rozdział
Będę się starała dodawać co tydzień ale nic nie obiecuje.
 Czytasz = Komentujesz 
Komentujesz = Motywujesz
nawet nie wiecie jaką radość mi sprawiacie komentując posty ;D


5 komentarzy:

Czytasz = komentuj, mała rzecz a ciesz