Po tych słowach na sali rozległy się piski i oklaski. Nie zdziwię się jeżeli ktoś nie będzie słyszeć na następny dzień. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Nie wiem dlaczego. Może przez to że miałam okazję poznać jednego z nich i teraz moja szkoła robi mi obciach, albo dlatego że słyszeli jak śpiewam.
- Muszę dostać od nich autograf! - postanowiła Annie. - Pójdziesz ze mną?
- No nie wiem, może lepiej nie, - nie miałam ochoty poznać się tymi chłopakami.
- Och, proszę cię, nie mam ochoty iść sama. - nudziła.
- Ale...
- Żadnego ale. - przerwała mi.
- No dobrze. - zgodziłam się.
Po chwili z głośników rozległa się piosenka " What makes you beautiful ". Piski wzrosły. Nie mogłam tego wytrzymać. Postanowiłam poczekać do końca koncertu na polu przy mojej fontannie. Usiadłam na murku. Wyciągnęłam z torebki telefon i małe słuchawki. Pościłam całą playlistę i podśpiewywałam sobie do piosenek lecących w odtwarzaczu.
Minęło pół godziny, gdy zjawiła się Annie i pociągnęła mnie w stronę sali. Muzyka już nie grała. Wszyscy uczniowie ustawili się w okropnie długiej kolejce. Annie ustawiła się na końcu.
- To ty czekaj a ja pójdę sobie po poncz. - oznajmiłam przyjaciółce.
Podeszłam do stołu szwedzkiego. Nalałam sobie poncz do kubka i wchłonęłam zawartość. Nie miałam pojęcia, że aż tak chciało mi się pić. Usiadłam przy stoliku i założyłam słuchawki. Czas strasznie mi się dłużył i strasznie mi się nudziło. Kolejka była niesamowicie wolna a Annie stała na samym końcu.
Włamałam się do szkolnego internetu. Miałam świetnego kolegę który łamał wszystkie hasał na komputerze. Dostałam hasło już na początku mojej nauki w tej szkole.
Weszłam na Facebooka a potem na Twittera. Nic nowego. Potem zaczęłam sprawdzać czy niema gdzieś pracy. No cóż pieniądze nie lecą z nieba a ja chciałabym sobie zorganizować jakieś wakacje.
Nic. Nigdzie nie było pracy.
- Cóż może zatrudnię się u Carly albo porobię za niańkę. - powiedziałam.
Dalej gapiłam się w telefon i sprawdzałam różne rzeczy.
Nagle na ustach poczułam coś ciepłego. Oblizałam usta i poczułam dobrze mi znany smak krwi. Wygrzebałam lusterko z torebki i popatrzyłam w nie. Zamarłam.
Z nosa leciała mi krew. Szybko zacisnęłam przegrodę z której leciała mi krew. Popatrzyłam na kolejkę. Annie właśnie odbierała autografy. Podbiegłam do niej, nie zwracając uwagę na zespół.
- An powiedz, że masz samochód! - jęknęłam.
- Nie a co?
Odsłoniłam rękę, którą zasłaniałam zakrwawione usta. Annie zamarła.
- Z nosa. - oznajmiłam.
- Dzwoń do Carly.
- Telefon przed chwilą mi padł.
- A do Jams'a?
- Jest w delegacji. - odpowiedziałam.
- To zostały nam nogi.
- Zostaw te szpilki i biegnij do szpitala ja zadzwonię do Carly i przyniosę ci jutro buty. - powiedziała.
Jak powiedziała tak zrobiłam. Kiedy byłam w drzwiach ktoś zawołał.
- Alice? - odwróciłam głowę, to był Harry.
- Ehm, cześć. - rzuciłam i pobiegłam w stronę szpitala.
Biegłam na bosaka więc troszkę bolały mnie stopy. Minęłam skrzyżowanie i biegłam dalej. Nagle koło mnie zatrzymała się czarna limuzyna.
Szyba od okna opadła i zobaczyłam w oknie Harrego.
- Świetnie - mruknęłam na tyle cicho że nikt tego nie słyszał.
- Podrzucić cię? - zapytał gwiazdor.
- Pewnie! - ożywiłam się natychmiast.
- Wskakuj. - powiedział i otworzył drzwi do limuzyny.
W środku siedziała cała zgraja, Zayn, Niall, Liam, Louis no i Harry.
- Cześć - przywitałam się z nimi.
- Siema. - zawołali chórem.
- Mimo wszytko dalej nie rozumiem - zaczął Zayn - czemu robicie takie halo z krwawienia z nosa.
- Tak, ale Alice ma hemofilię. - wyjaśnił Harry.
- Też umiem mówić. - mruknęłam.
- Hemo co? - zdziwił się Niall.
- Hemofilia to choroba wykryta u ludzi którym brakuje w krwi czynniku odpowiadającego za krzepnięcie krwi. Po prostu krew z mojego nosa może krwawić sobie nieskończenie długo, no może do póki nie umrę z braku krwi. - wyjaśniłam.
- To wszytko wyjaśnia. - oznajmił Louis.
Kiedy dojechaliśmy do szpitala, wyskoczyłam z samochodu i popędziłam do pielęgniarek dyżurujących. Kobiety zlustrowały mnie wzrokiem.
- Duże szpilki, - wyjaśniłam. - inaczej się nie dało.
Odsłoniłam usta. Pielęgniarka zaczęła mnie oglądać.
- Krwawi od jakiś piętnastu minut i nie przestaje. - powiedziałam.
- Chodź! - Rozkazała i pociągnęła mnie za rękę przez korytarz.
Minęłam chłopców i zostałam zaciągnięta do dużej sali. Roiło się tam od ludzi z rozwalonymi rękami głowami i tym podobnych.
- Spongostan nasączony trombiną! - krzyknęła i posadziła mnie na dużym łóżku.
Po kilku sekundach przyszła inna kobieta z wacikiem nasączony jakąś mazią. Kazały mi to wsadzić do nosa i pochylić głowę do przodu. Siedziałam w takiej pozie przez piętnaście minut. Potem przyszłą pielęgniarka i sprawdziła stan wacika i mojego nosa.
Wyjaśniła mi że krwawienie ustało i że muszę używać zestawu do samodzielnego podawania koncentratu czynnika VII, który dostałam dawno temu. Dała mi receptę abym bez problemu mogła kupić leki i inne duperele do leczenia.
Wyszłam na korytarz i ruszyłam do holu. Chłopcy czekali tam na mnie spokojnie. Powieli do nich podeszłam.
- Dzięki za podwózkę, ale muszę już iść bo mam zahaczyć o aptekę i potem jakoś wytłumaczyć mamie dlaczego się spóźniłam. - po raz pierwszy w moim pokopanym życiu, nazwałam Carly moją mamą.
- Możemy cię podrzucić. - uśmiechnęli się wszyscy.
- Ale...
- Żadnego ale, jedziesz z nami, zatrzymamy się przy aptece a potem odwieziemy cię do domu. - oznajmił mi Harry.
Jak powiedzieli tak zrobili. Kiedy podjechaliśmy pod mój dom, podziękowałam im wróciłam do domu. Gdy otwarłam drzwi zobaczyłam...
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Czytasz = komentujesz
bardzo ciekawy ten rozdział :D
OdpowiedzUsuńsuper opowiadanie, a nazwa tego leku mnie rozwaliła totalnie hahahaa :)
OdpowiedzUsuń