niedziela, 10 lutego 2013

Rozdział 8

      Obudziłam się, właściwie nie do końca. Nie miałam pojęcia, czym się tak zmęczyłam ale nie miałam siły podnieść powiek oczu. Docierały do mnie, niektóre dźwięki pochodzące z zewnątrz.
  - I co? - usłyszałam Liam'a
 - Może zostać, ale Carly poprosiła przyjechać po jej ciuch. - powiedział Harry. - Niall masz, na tej kartce jest adres, pod którym mieszka Alice. Jej mama powiedziała ze wszytko będzie gotowe jak przyjedziesz, tylko uważaj na jej siostrę bo jest fanką. - Harry zaczął się śmiać.
      Usłyszałam zamknięcie drzwi. Leżałam chwilę i poczułam jak ktoś mnie okrywa kocem.
 - Gdzie ją położymy? - zapytał Zayn.
 - Możemy ją zostawić tutaj, ewentualnie pokoju gościnny, ale tam jest super niewygodna kanapa. - zaczął Liam.
 - Położymy ją u mnie a ja kimnę się w salonie  - zaoferował się Harry.
 - Niech i tak będzie. - zgodził się teatralnie Lou.
         Ktoś wziął mnie na ręce. Zostałam zaniesiona do pokoju Harrego i położona na łóżku. Osoba, która mnie przyniosła do sypialni, wyszła i zamknęła drzwi. Po chwili usłyszałam krzyki Niall'a.
 - Jestem!
 - Zamknij się, obudzisz ją. - Powiedziała chórem reszta zespołu.
         Ktoś wbiegł do mnie, do pokoju i zostawił moją torbę. Wyszedł.
         Zerwałam się z łóżka i przegrzebałam moją torbę. Carly dobrze wiedziała, czego mi trzeba do przeżycia jednej nocy poza domem.
         Dwa jabłka, bielizna, świeże ciuchy, piżama, adidasy, rolki, słuchawki, laptop, ładowarka do telefonu i moja bransoletka. Ta bransoletka nie była zwykła. Kiedy Carly dowiedziała się, że mam hemofilię, zrobiła mi bransoletkę z wypisaną grupą krwi i z nazwą durnej choroby.
         Wyciągnęłam piżamę i poszłam się przebrać do łazienki Harrego. Wróciłam do łóżka i położyłam się spać.
       
          Obudziłam się. Na polu było jeszcze ciemno. Popatrzyłam na zegarek w telefonie.
          2.00
           Wstałam i poszłam po mojego laptopa. Włączyłam laptopa. Weszłam na tt i co zobaczyłam. Zdjęcie mnie śpiącej na kanapie. Wyglądałam całkiem słodko.
            Potem zaczęłam grać w pac mena. Kiedy mi się znudziło, z powrotem położyłam się spać.
       
          Kiedy się obudziłam miałam straszne wory pod oczami, a moje włosy wyglądały jak po jakieś burzy.  Zeszłam na dół. Kiedy chłopcy mnie zobaczyli, parsknęli śmiechem. Zaczęłam masować bolący mnie kark. Podeszłam do stolika przy którym było nakryte. Nalałam sobie kawy i wypiłam ją duszkiem.
 - Jak się spało? - zapytał Zayn.
 - Źle, łóżko było za miękkie. - mruknęłam i  wypiłam kolejną szklankę kawy.
         Wszyscy zaczęli się śmiać, może oprócz Harrego.
 - To u ciebie spałam? - zaczęłam grać jakbym nie wiedziała. - Żartowałam. Super materac. - dodałam i uśmiechnęłam się.
         Chłopakowi poprawił się humor. Zjadłam płatki a potem jajecznicę i poszłam z kawą przed telewizor. To była moja piąta szklanka.
 - Nie przesadzasz? - zapytał Niall wchodząc do salonu. - nawet ja tyle kawy nie piję.
 - Czasami po lekach mam takiego muła. Muszę się rozruszać a kawa to dla mnie energetyk, zacznie działać za jakieś pół godziny. - wyjaśniłam.
                 Do salonu wpadła reszta zespołu.
 - Zbieraj się, musisz zrzucić tą jajecznicę! - krzyknął Zayn.
 - Bo co? - zapytałam.
           W tedy wszyscy przygwoździli mnie do kanapy i zaczęli łaskotać.
 - W tedy to - powiedział Harry i mnie puścili.
           Powlokłam się do pokoju chłopaka i przebrałam się w podkoszulek i spodenki. Ogarnęłam swoje włosy i spięłam je w kucyk. Chwyciłam rolki do ręki. Kiedy zeszłam na dół Zayn wyrwał mi rolki z ręki.
 - Ej miałam zrzucić to śniadanie, oddaj mi moje rolki! - krzyknęłam.
 - Ha, dzisiaj ty będziesz gonić nas. Dajesz nam siedem minut. Widzimy się pod London eye. - powiedział i wybiegł z domu.
           Podczas tych pięciu minut wypiłam dwie filiżanki zimnej kawy.
 - Trzy...dwa...jeden. - odliczyłam co do sekundy.
          Już po chwili byłam na ulicy. Kawa dała mi wielkiego kopa. Tak jak mówiłam. Dopiero po piętnastu minutach poczułam dawkę kofeiny zawartej w pierwszej filiżance kawy. Biegłam strasznie szybko. Wylądowałam na przecznicy i pobiegłam do parku. Zobaczyłam chłopców i wyprzedziłam ich. Wystawiłam język Zayn'owi i pobiegłam pod Big Ben.
           Swoje kroki skierowałam pod London eye. Wielkie koło młyńskie, jak to nazywają. Miałam jeszcze ochotę po biegać. Kofeina robiła swoje. Pobiegłam zobaczyć gdzie chłopcy.
 - Strasznie wolno biegają. - mruknęłam sama do siebie.
           Stali pod Big Benem. Kiedy mnie zobaczyli, zaczęłam biec pod London eye. Stanęłam pod kołem i poczekałam na zespół. Po kilku minutach dołączyli do mnie.
 - Miało być siedem minut. - powiedział oskarżycielsko Zayn.
 - I było. - oznajmił Liam. - kiedy nas minęła było już dziewięć. Co ty zażyłaś?
 - Ja, nic- powiedziałam szybko.
 - Ile ty tego wypiłaś jak nas nie było? - zapytał Niall.
 - Zero. - skłamałam.
 - Na serio. - stał na swoim.
 - No mówię, że żadnej - kłamałam jak z nut.
            Chłopcy popatrzyli na mnie groźnym wzrokiem. Nie wytrzymałam.
 - Dobra jeszcze dwie. - wyznałam.
 - Co?! - Niall był nieźle zaskoczony.
 - Tak, to. Mówiłam po lekach mam takiego jakby kaca. A w związku z tym że nie zażywałam tego przez dwa dni to miałam jeszcze większego. Musiałam go jakoś zabić. - wytłumaczyłam.
 - Ale wiedziałaś że ci przejdzie.
 - No tak. Ale głowa mnie bolała strasznie. - kłóciłam się.
 - Ale o co chodzi? - do akcji wkroczył Zayn.
 - Wypiła z pięć filiżanek kawy. - powiedział spokojnie Niall.
 - Właściwie to siedem.
 - Co?! Wiesz że kofeina szkodzi zdrowiu. - powiedział Harry.
 - Tja, możemy już iść? Muszę coś zrobić w z tym nadmiarem energii. - zapytałam i już miałam kierować się w stronę swojego domu kiedy Harry chwycił mnie za rękę.
 - Co? - zapytałam.
 - Mamy rezerwację na London eye. Idziemy pooglądać Londyn z lotu ptaka. - powiedział uradowany Lou.
 - Yyyy... Okey. - zgodziłam się, mimo iż moim zdaniem to nie był dobry pomysł.
          Stanęliśmy do kolejki. Okazało się że jedna kapsuła, nie wiem jak inaczej to nazwać, był tylko dla nas. Wsiedliśmy i podeszliśmy do okien. Po chwili koło ruszyło. Gdy znaleźliśmy się na wysokości mniej więcej dwudziestu metrów nad ziemią, cała kofeina ze mnie wyparowała a jej miejsce zajął strach. Chwyciłam kurczowo barierkę i skupiłam wzrok na Big Ben'ie. Ręce i nogi, miałam bardzo napięte. Pierwsze kilka minut piekła było w miarę spokojne, niestety teraz zaczynało robić się gorąco. Cały przejazd London eye zajmuje jakieś 40 minut a to był dopiero początek.
       Zaczęło mi się kręcić w głowie. Nie dawałam za wygraną. Stałam nie ugięta z wzrokiem zwróconym w stronę starego zegara. Niestety kiedy byliśmy na maksymalnej wysokości koła czyli 136 metrów nad ziemią nie wytrzymałam.
       Usiadłam na ziemi i schowałam głowę między kolana. Zaczęłam szybciej oddychać.
 - Już zjeżdżamy. - szeptałam tak aby chłopcy mnie nie usłyszeli.
       No ale cóż, zobaczyć a usłyszeć to dwie różne rzecz.
 - Alice, wszytko okey? - usłyszałam Harrego.
 - Em... tak?
 - No przecież widzę, że nie. Jesteś strasznie blada.
 - To po co pytasz jak widzisz. - jęknęłam.
 - Bo się o ciebie troszczę. - oznajmił.  -Co się dzieje.
 - Mam masakryczny lęk wysokości.
         

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czytasz = komentuj, mała rzecz a ciesz